*Krążyła po korytarzu, blisko drzwi od swej dawnej sypialni, którą dzieliła kiedyś z mężem. W końcu wyciągnęła z kieszeni klucz, odkluczyła drzwi i weszła do śróda, ostrożnie zamykając je za sobą. To miejsce bardzo ją uspokajało, a jednocześnie przywoływało okropny smutek. Całe pomieszczenie było wręcz przesiąknięte jego zapachem. Przeszła obok wielkiego łoża i delilatnym ruchem, przejechała po miejscu, gdzie sypiał Dain. Po chwili położyła się na nim i wtuliła w poduszkę, przymykając powieki. Serce mocno ją zakłuło, a oczy zapiekły. W myślach przeklinała Eru, że tak szybko odebrał jej ukochanego. Kiedy umarł, starała się być silna i nie ukazywać po sobie, że nie radzi sobie ze stratą; ale kiedy nastawała noc, wszystko to, co dotychczas od siebie oddalała, rzucało się na nią ze zdwojoną siłą i przygniatało. Wbiła paznokcie w poduszkę i podkuliła nogi. Ból był okropny, ale ona nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Nigdy. Za każdym razem tłumiła szloch. Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek ją usłyszał. Lecz w głębi duszy pragnęła, by ktoś w końcu otworzył drzwi, podbiegł do niej i ją przytulił. Czasem wydawało się jej, że to tylko zły sen i zaraz zbudzi się, a obok niej będzie leżał rudowłosy krasnolud, wpatrujący się w nią swoimi łagodnymi oczyma. Niekiedy nawet czuła, jakby ktoś rzeczywiście ją tulił. Wierzyła, że jest tutaj obecny, że ją obserwuje i cicho pociesza. Tak cicho, że nie może go usłyszeć, jedynie poczuć. Gdy w końcu się uspokoiła, otarła załzawione oczy i poprawiła pościel* Dobranoc, rudzielcu. *Mruknęła płaczliwie do pustej sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Na całe szczęście nikt się w pobliżu nie kręcił, więc korzystając z okazji, szybko przeszła do swojej obecnej komnaty. Postanowiła, że jednak zje razem z Thorinem, chociaż nie była głodna. Potrzebowała towarzystwa. Najpierw jednak, starannie poprawiła makijaż, aby zatuszować opuchnięte oczy. Było to trudne zadanie, ale w końcu się udało. Oczy nadal pozostawały szkliste od płaczu, ale na to nie mogła już nic poradzić. Po drodze do jadalni spotkała paru ereborskich żołnierzy, których obdarzyła lekkim uśmiechem. Nie szeptali za jej plecami, ani nie wydali się zdzwieni, bądź zaniepokojeni, więc jej "maska" dobrze odegrała swoją rolę. W jadalni, jak się spodziewała, zastała tylko jednego krasnoluda, siedzącego do niej tyłem. Zajęła miejsce nieco dalej, bojąc się, że może ją zdemaskować i uniosła kącik ust w półuśmiechu* Nie musiałeś czekać. Pewnie umierasz z głodu..