1
Na szlaku / Odp: Żelazne Wzgórza
« dnia: Październik 29, 2015, 16:12:11 »
Rhavaen pozwoliła jej wygrać. Po postawie ciała łatwo przewidywała jej ruchy, a po dłuższym czasie zrozumiała jej styl walki. Wiedziała, że władczyni, urażona jej poprzednim zachowaniem będzie chciała zwyciężyć. A Rhavaen dała jej to zwycięstwo, którego tamta tak bardzo pragnęła.
Widziała, że tamta jest przyzwyczajona do względów dla własnych zdolności. Owszem, była uzdolniona, czego nie mogła zaprzeczyć, lecz była strasznie przewidywalna. Rhavaen miała ochotę ją wyśmiać.
Rhavaen była wprawiona w walce o wiele bardziej od tamtej, i nie chciała upokarzać kobiety przed poddanymi. Mogłaby, dla przykładu, wziąć oba miecze, co ułatwiłoby jej wygraną. Nie robiła też żadnych, tylko znanych sobie sztuczek. Prowadziła walkę na korzyść władczyni, tak by wyglądało to na zwykłą, ludzką walkę. Prawdą było, iż gdyby walczyły w śmiertelnej walce, Rhavaen zabiłaby ją kilkoma uderzeniami, mierząc w słabe punkty jej stylu walki.
Przegrana sprawiła irytację, lecz przedziwną satysfakcję, gdy obserwowała zadowoloną z siebie władczynię. Z wielką chęcią wyzwałaby ją kolejny raz, tym samym udowadniając jak żałośnie jest słaba, w porównaniu do jej umiejętności.
Wzdrygnęła ramionami, gdy tamta opuszczała salę treningową. Nawet nie spojrzała na krasnoludy, które uśmiechały się nieprzyjemnie, widząc jak „bezczelna” elfka została pokonana w uczciwej walce.
Dla niej nie istniała uczciwa walka. Podczas podobnego starcia, przeciwnik nie zważałby na grzeczność i robiłby wszystko byleby pokonać konkurenta. Takie były prawa życia i śmierci, a Rhavaen rozumiała je zbyt dobrze. Na tych samym regułach pokonała tamtego mężczyznę, zabijając go w chwili jego nieuwagi. Dziecinne proste, gdy było się na tyle bystrym, żeby obserwować.
Rhavaen skierowała się do zamku. Krasnoludy niechętnie pokazały jej sypialnię, w której miała spędzić kolejne dni. Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu w mechanicznym odruchu. Im dłużej przebywała na jej dworze, tym bardziej miała ochotę odejść. Nie, że ją urażono. Dla niej była to jedynie odskocznia od nudnej codzienności Mrocznej Puszczy. Nie przejmowała się kto zwycięży w najbliższych dniach.
*
Obudziła się przed świtem, jak zazwyczaj leżąc i wpatrując się w sufit nad głową. Jej myśli były nieskładne, nieposiadające większego znaczenia. Pokręciła głową, wstając z posłania i ubierając się w swoje rzeczy.
Niedługo potem była już na sali treningowej. Wyciągnęła zza pleców dwa jednoręczne miecze i dla wprawy zakręciła nimi w powietrzu. Przestąpiła z jednej nogi na drugą, rozgrzewając mięśnie. W niespodziewanym momencie skoczyła do przodu, w czasie lotu, zmuszając się by opaść przedwcześnie. Gdy tylko jej stopy dotknęły podłoża, obróciła się pod dziwnym kątem i skoczyła w bok, atakując kukłę w bok szyi. Zatrzymała się na ułamek sekundy, po czym wykonując półobrót cięła w kark.
Doskakiwała do każdej kukły, robiąc podobnie, lecz za każdym odrobinę inaczej. Wyćwiczone mięśnie dopiero po kilku godzinach zakuły lekkim bólem. Zastanowiło ją to. Dawniej mogła bez przeszkód ćwiczyć całymi dniami.
„Chyba się rozleniwiłam”, pomyślała
Widziała, że tamta jest przyzwyczajona do względów dla własnych zdolności. Owszem, była uzdolniona, czego nie mogła zaprzeczyć, lecz była strasznie przewidywalna. Rhavaen miała ochotę ją wyśmiać.
Rhavaen była wprawiona w walce o wiele bardziej od tamtej, i nie chciała upokarzać kobiety przed poddanymi. Mogłaby, dla przykładu, wziąć oba miecze, co ułatwiłoby jej wygraną. Nie robiła też żadnych, tylko znanych sobie sztuczek. Prowadziła walkę na korzyść władczyni, tak by wyglądało to na zwykłą, ludzką walkę. Prawdą było, iż gdyby walczyły w śmiertelnej walce, Rhavaen zabiłaby ją kilkoma uderzeniami, mierząc w słabe punkty jej stylu walki.
Przegrana sprawiła irytację, lecz przedziwną satysfakcję, gdy obserwowała zadowoloną z siebie władczynię. Z wielką chęcią wyzwałaby ją kolejny raz, tym samym udowadniając jak żałośnie jest słaba, w porównaniu do jej umiejętności.
Wzdrygnęła ramionami, gdy tamta opuszczała salę treningową. Nawet nie spojrzała na krasnoludy, które uśmiechały się nieprzyjemnie, widząc jak „bezczelna” elfka została pokonana w uczciwej walce.
Dla niej nie istniała uczciwa walka. Podczas podobnego starcia, przeciwnik nie zważałby na grzeczność i robiłby wszystko byleby pokonać konkurenta. Takie były prawa życia i śmierci, a Rhavaen rozumiała je zbyt dobrze. Na tych samym regułach pokonała tamtego mężczyznę, zabijając go w chwili jego nieuwagi. Dziecinne proste, gdy było się na tyle bystrym, żeby obserwować.
Rhavaen skierowała się do zamku. Krasnoludy niechętnie pokazały jej sypialnię, w której miała spędzić kolejne dni. Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu w mechanicznym odruchu. Im dłużej przebywała na jej dworze, tym bardziej miała ochotę odejść. Nie, że ją urażono. Dla niej była to jedynie odskocznia od nudnej codzienności Mrocznej Puszczy. Nie przejmowała się kto zwycięży w najbliższych dniach.
*
Obudziła się przed świtem, jak zazwyczaj leżąc i wpatrując się w sufit nad głową. Jej myśli były nieskładne, nieposiadające większego znaczenia. Pokręciła głową, wstając z posłania i ubierając się w swoje rzeczy.
Niedługo potem była już na sali treningowej. Wyciągnęła zza pleców dwa jednoręczne miecze i dla wprawy zakręciła nimi w powietrzu. Przestąpiła z jednej nogi na drugą, rozgrzewając mięśnie. W niespodziewanym momencie skoczyła do przodu, w czasie lotu, zmuszając się by opaść przedwcześnie. Gdy tylko jej stopy dotknęły podłoża, obróciła się pod dziwnym kątem i skoczyła w bok, atakując kukłę w bok szyi. Zatrzymała się na ułamek sekundy, po czym wykonując półobrót cięła w kark.
Doskakiwała do każdej kukły, robiąc podobnie, lecz za każdym odrobinę inaczej. Wyćwiczone mięśnie dopiero po kilku godzinach zakuły lekkim bólem. Zastanowiło ją to. Dawniej mogła bez przeszkód ćwiczyć całymi dniami.
„Chyba się rozleniwiłam”, pomyślała