Grudzień 23, 2024, 02:11:23
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj
Aktualności: Forum SMF zostało uruchomione!

Powiedz Przyjacielu i wejdź.



Pokaż wiadomości

* Wiadomości | Pokaż wątki | Pokaż załączniki

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.

Wiadomości - Rayla Haschwald

Strony: [1]
1
Pod rozbrykanym kucykiem / Po deszczu każdy wilk śmierdzi mokrym psem.
« dnia: Październik 07, 2015, 16:32:04 »
Do gospody dotarła w najlepszym dla siebie momencie, bo większość gości leżała pijana albo już spała w pokojach. Widząc brudne ławy i ludzi pod stołami skrzywiła się i powoli doczłapała do lady. Normalnie zrobiła by to z gracją drapieżnika, jak wielki czarny kot, ale ból w boku po tym jak zaciął ją tam sztylet, pulsował bólem i dokuczał.
-Pokój masz?
Oparła się o szynkwas i wbiła lodowate spojrzenie w drzemiącego na stołku karczmarza. Mężczyzna poderwał się i zachłysnął powietrzem widząc niebieskie jak lód oczy.
-Mmmmam.
Wydukał.
-Ile?
Warknęła zaciskając rękę w pięść i przymykając na chwilę oczy, gdy bok zapulsował mocniej.
-Nie dużo droga panienko, trzy złocisze i śniadanie rano zapewnione.
Pokiwała głową, zbyt zmęczona żeby się targować i ucinać mu język za nazwanie się "panienką". Przecież na taką nawet nie wyglądała.. Wysupłała pieniądze z sakiewki i rzuciła na ladę. Zniknęły nim drugi raz zdążyły się odbić od wypolerowanego drewna.
-Miskę gorącej wody przynieś mi zaraz i czysty kawałek tkaniny, jakiejkolwiek.
Pokiwała głową, ale oberżysta wiedział, że nie do niego. W nieznajomej było coś odpychającego i przerażającego zarazem. Może to ta blizna?, pomyślałA może oczy? Zimne jak lód. I aż wzdrygnął się na samą myśl.
Odwróciła głowę w jego stronę widząc, że za długo jej się przygląda. Wskazał ruchem głowy, żeby podążała za nim. Zrobiła to i zaraz znalazła się w małej izdebce. Łóżko, mały kufer i jakaś komódka.
-Ciasne ale własne, jak to mówią.
Mruknęła do siebie i kopem zamknęła drzwi za karczmarzem. Zrzuciła juki z ramienia i zaraz za tym poszedł wytarty podróżny płaszcz. Swoje lata miał już za sobą jak większość rzeczy, ale i tak prezentował się całkiem nieźle. Czerwona tasiemka oblekała kaptur, który akurat teraz miała opuszczony. Zrzuciła z siebie pas, przy którym widać było dwa dłuższe noże lekko zakrzywione i jeden malutki karambit. Zabójcza broń, jeśli chce się kogoś zabić niezauważenie i szybko. Pozwoliła też zaraz opaść zbroi, której połączone kolczugą płyty chroniły jej plecy i przód, aż pod samą szyję. Wspomnienie po tym jak ktoś zabił Kła jednym ciosem w szyję pozostawiło swój nieprzyjemny odcisk. Może i nie była z nim specjalnie zżyta, ale i tak lubiła go na swój spaprany sposób.
Odłożyła to wszystko do kufra, oprócz broni. Miecz i noże wylądowały na łóżku, a obok nich worek z ostrzałką i ścierką nasączoną olejem. Usiadła obok tych rzeczy i zaraz wstała, bo poderwało ją pukanie do drzwi.
Na progu stał karczmarz z rzeczami, o które prosiła. Zabrała je i zniknęła w swoim pokoju. Miskę wraz z lnianą tkaniną odłożyła na ziemię przy pryczy i zabrała się za ściąganie koszuli. Odkleiła stary opatrunek ze strupem i zaklęła wściekle. Wodą z miski przemyła ranę, powoli i dookoła, żeby za bardzo przy niej nie grzebać. Gdy to zrobiła obejrzała ją dokładnie i ze słabym uśmiechem owinęła żebra tkaniną. Poszło szybko, chociaż miska wyglądała jakby ktoś nalał do niej krwi a nie wody.
Uśmiechnęła się pod nosem zabierając do ostrzenia broni i przejrzenia sprzętu. Zajęło jej to z dobre pół godziny, ponieważ ręce lekko się jej trzęsły ze zmęczenia. I tak miecz znalazł się przy łóżku, noże do rzucania na ziemi, a te lekko zakrzywione pod ręką, na posłaniu.
Oparła się plecami o ścianę, przymykając oczy. Gołą i rozpaloną skórę chłodziła przyjemnie ściana. Rano zniknę o świcie, wcześniej zajdzie się za ladę i weźmie co tam będzie do żarcia i tyle mnie widzieli.Planowała w myśli. Nie było co niepotrzebnie zostawać w jednym miejscu. Zresztą to nigdy nie było w jej zwyczaju. Raz tu, raz tam. Nigdy nie zostawała w miejscu na dłużej niż dwie noce, odkąd wyrzucili ją z rodzimej watachy.
Zdjęła z siebie resztę ubrań, zostając w samych lnianych portkach, na które nasuwała te skórzane i drzemała. Nigdy tak naprawdę nie spała, zawsze zachowywała pewnego rodzaju świadomość. Może zwykła ostrożność, a może pod skórą czuła, że coś się może wydarzyć.

2
Karty postaci / Odp: Anya
« dnia: Październik 05, 2015, 21:35:02 »
No to będzie ciekawie ._.

3
Karty postaci / Odp: Anya
« dnia: Październik 05, 2015, 21:28:58 »
Thorin ma racje, zresztą się nie czepia tylko chce jakoś zacząć rozmowę ._. Proszę nie róbmy z tego forum kolejnej Miłolandii bo nie na tym gra polega .-.

4
Na szlaku / Odp: Bracia Haschwald
« dnia: Październik 04, 2015, 22:01:40 »
Ruch, szczęk i nagle wszystko jakby przyśpieszyło i zwolniło. Rayla poderwała głowę widząc lecącego w zwolnionym tempie Aetha ku ziemi i zaraz biegnącego w jego stronę Fenrisa. Krew wytrysnęła gęstym strumieniem, łącząc się z deszczem. Przeciwniczka była szybka, niespodziewane...
Wyszarpnęła miecz z pochwy przy siodle jej ogiera i złapała go w dwie ręce. Jeden z braci padł...Padł w błoto z przeciętym gardłem z któtego sączyła się jucha.
-Żesz kurwa mać...
Wymamrotała tylko wodząc wzrokiem od nieżyjącego już, po Fenrisie i do niedoszłej przeciwniczki. Haschwald charknął i wyzionął ducha. Niech go Zamieć poprowadzi, dodała w myśli i dotknęła ust a potem serca pod stalową płytą w pożegnalnym geście dla martwych towarzyszy broni. Konie zarżały i targnęły łbami. Deszcz zdawał się nasilić po tym, jakby chciał zmyć nie tylko krew z drogi, ale też samego wojownika. Rayla wbiła lodowate spojrzenie w nieznajomą i zacisnęła ręce na mieczu. I tak nie mogła nic zrobić. To był honor jej brata, żeby pomścić Kruka, a przypieczętował go unosząc rękę i wymawiając Inkantację. Wbiła miecz w ziemię i otarła twarz z deszczu zastanawiając się czy brat podzieli ten sam los co Aeth. W końcu nikt zwyczajny nie kładzie byłego Kła jednym ciosem. A jednak...

5
Na szlaku / Odp: Bracia Haschwald
« dnia: Październik 04, 2015, 15:48:45 »
-Popieprzyło was do końca.
Uśmiechnęła się drapieżnie i spojrzała na resztę, a potem znowu na braciszka.
-Jak widzę to już znajomicie się z elfami. Niech was Zamieć pochłonie.
Pokręciła głową i zaraz zsiadła z konia, uśmiechając się w rozbawieniu kiedy zobaczyła jak ognista szkapa prawie odgryzła mu palce. Poklepała głodomora po czyi i pokiwała głową na wspomnienie szaleńczego biegu przez ośnieżone pola, po tym jak inne Kły, czyli kochana rodzina urządziła sobie na nich polowanie. Skrzywiła się lekko i potrząsnęła głową, zrzucając z czarnych włosów kropelki wody. Podeszła do brata i uderzyła pięścią w pancerz na piersi, w geście jeszcze niedawnego przywitania Kłów. A teraz? Teraz to nic innego nie pozostało im jak zacząć bawić się tutaj.
-Żaden przerośnięty jaszczur nie będzie mi ogniem tyłka smażył.
Mruknęła i wzruszyła ramionami, patrząc na Aetha. Zastanawiała się przez chwilę co też elfy robiły tutaj, ale zrezygnowała z zadania pytania. Nie było potrzeby.
-Coś was zatrzymało panowie.
Uśmiechnęła się wrednie do rodzinki i przekrzywiła głowę.

6
Na szlaku / Odp: Bracia Haschwald
« dnia: Październik 04, 2015, 14:44:23 »
-Pieprzony deszcz.
Wyrwało się z jej ust, zgiętych w pogardliwym grymasie. Była wkurwiona, chociaż i to było zbyt lekkim określeniem na jej stan. Od dwóch dni nie zsiadała z konia, a od wczoraj nie miała nic w ustach. Jak to mawiała co cię nie zabiję, to cię wkurwi i właśnie teraz była już wkurwiona. Szarpnęła wodze i zwolniła nad gwałtownym spadkiem w dół. Już lubiła to ukształtowanie terenu, które wyglądało jakby ktoś powgniatał miejscami wielkie doły z nudów. Rudy konik zaparskał i tupnął niezadowolony, że przerwała mu bieg.
Rayla wyprostowała się w siodle i zsunęła z głowy kaptur, przez co zaraz na jej pobliźnioną twarz spadły krople deszczu.
-Psia jucha.
Mruknęła do siebie i trąciła boki konia piętami, by ten zaczął powoli zjeżdzać na dół, gdzie prowadził ubity trakt. Kiedy znalazła się już na dole, znowu popędziła konia do przodu, między drzewa. Z tą różnicą, że nie jechała po trakcie,a wzdłuż niego. Koń parskał co jakiś czas zaniepokojony, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że ktoś przed nią jest. Akurat w tej chwili nie miała ochoty na żadne przygody, Chciała trafić do najbliższego miasta, wykupić pokój, umyć się i wyspać. Ot zwyczajne zapotrzebowania po kilku tygodniach wędrówki. Ruin zwolnił sam z siebie i targnął łbem, na co kobieta poklepała go po szyi, utwierdzając, że mają jechać dalej. W końcu co mogło być gorszego od smoka, którego na pewno przed nimi nie było.
Przejechała kilkanaście metrów i usłyszała rozmowę, a raczje chrapliwy głos, którego nigdzie by nie pomyliła. Uśmiech jaki wystąpił na jej twarz mógł być porównywalny do paskudnego skrzywienia warg, ale jednak uśmiechem był. Przynajmniej w jej wykonaniu. Poprawiła miecz przytroczony do siodła tak, że rękojeść była bliziutko jej dłoni, a sięgnięcie po kawałek stali nie potrzebował więcej niż sekundy by zaatakować. Wyjechała między rzadsze drzewa i zobaczyła grupkę ludzi. A w tym dwie znajome sylwetki.
-Nawet na obcej ziemi wpadam na was. Kochane wilczki.
Warknęła dość przyjaźnie, a przynajmniej tak między sobą odbierali to Haschwaldowie. Przesunęła wzrokiem po nich, po koniach i po tych co widoczni byli, bo ilość głosów nie była adekwatna do liczby osób.
-Niech was Zamieć pochłonie, ale co tu się kurwa dzieje?
Pochyliła się w siodle zatrzymując konia i zmrużyła oczy, czekając na czyjąkolwiek odpowiedź. Czyżby przygodę na nowej ziemi można było uznać za otwartą? Zdecydowanie tak.

7
Karty postaci / Rayla Haschwald
« dnia: Październik 04, 2015, 14:25:06 »
Imię: Rayla
Rasa: Nieznana
Zawód: Najemnik
---------------------------------------------------------
Jeśli myślisz, że tylko faceci mogą nosić w ręce miecz, a na twarzy ciągły grymas pogardy to znaczy, że jesteś szowinistyczną świnią albo niewiastą, której mąż dopiero co pokazał swój agregat między nogami. Rayla nie jest ani niewiastą z mężem, ani szowinistyczną świnią, tylko tą co przy pasie nosi miecz, na karku płytę i dosiada rozbrykanego, szalonego i do tego jeszcze rudego konia.
Niby na jej widok uśmiech schodzi z warg, bo kiedy widzi się te zimne jak lód oczy coś pęka w środku, a do tego warkot, który rodzi się w jej gardle. Mało osób wie czym jest. Chyba tylko dwójka "braciszków", których ziemia nie powinna nosić, bo takiej trójki skurwieli jak oni to mało kto wytrzyma i jeszcze przeżyje.
Północ była jej domem do czasu aż małe wilczę dorosło i zostało wyrzucone. I tak wojaczkę wypiła z mlekiem matki, od ojca nauczyła się co to znaczy po dobrej bitce wypić, a na koniec co to znaczy zgarnąć swoje pierwsze trofeum od Smokojebcy.
I teraz nadszedł czas na południe. Zamieć w sercu, w oczach i umyśle sprawia, że mało kto jest w stanie powstrzymać ją od mroźnego szaleństwa.

Strony: [1]
Carbonate design by Bloc
variant: carbon
SMF 2.0.6 | SMF © 2013, Simple Machines
Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
the-world-is-magic psiasfora wojownicyburzy tunake artofwar